Wędkarstwo jest pasją, sportem i filozofią, stąd jego popularność. Obecnie Związek Wędkarski ma 600 tys. członków, będąc tym samym jedną z większych organizacji społecznych. Choć niewielu lekarzy weterynarii uprawia wędkarstwo profesjonalnie, to ten styl życia pozostaje nadal atrakcyjny i znajdują się zapaleńcy gotowi wysiadywać godzinami nad brzegiem wody, czekając na branie ryby.

Kiedyś zawody wędkarskie na Opolszczyźnie organizowało Zrzeszenie Lekarzy i Techników Weterynarii. Zawody odbywały się w Nysie, na kanale Ulgi w Opolu, i były to zawody ogólnopolskie. Spośród animatorów tych imprez wymienia się Jana Bagrowskiego i Zdzisława Dobkowicza. Z pobliskich województw legnickiego, wałbrzyskiego, czy katowickiego przyjeżdżały drużyny najlepszych specjalistów łowienia spławikowego. W zawodach brało udział kilkudziesięciu wędkarzy. Jak widać na starych zdjęciach zawody były organizowane profesjonalnie. Stolik sędziowski zaopatrzony w wagę, punktacja za 1 gram złowionej ryby oraz 1 punkt za sztukę – co nie zmieniło się do czasów obecnych, choć dziś używamy wagi hakowej, takiej do ważenia próbek paszy. Oczywiście zawodnikom towarzyszyły całe rodziny, już wtedy przykładano wagę do integracji.

Zawody na kanale Ulgi - rok 1978, na zdjęciu widać dr Czesława Wyszyńskiego, Jana Bagrowskiego i Jana Wisłę nad stolikiem sędziowskim.

 

Cztery lata temu, dzięki inspiracji Piotra Klucznioka, ówczesnego wiceprezesa naszej Izby, wskrzesiliśmy tę tradycję weterynaryjnego wędkowania, rozpoczynając cykl zawodów o puchar prezesa. Warto dodać, że jego tato Józef Kluczniok – również lekarz weterynarii, zwykł przed pracą na rzeźni wyskoczyć z samego ranka na ryby, jak widać pasja przeszła na syna. Początkowo organizowaliśmy zawody jednokrotnie w sezonie, kończąc na 5 zawodach rocznie. Zawody rozgrywaliśmy na stawach prywatnych, gdyż jedynie na takich wodach można łowić bez karty wędkarskiej, a nie wszyscy koledzy posiadają to zezwolenie. Zaznaczam, że nie były to stawy hodowlane, lecz przeznaczone dla rekreacji bądź wędkowania. Łowiliśmy karpie, wzdręgi, płocie, leszcze, węgorze, szczupaki, okonie, amury i na ostatnich zawodach sumiki amerykańskie. Zgodnie z zasadami, po zważeniu ryby były wypuszczane z powrotem na wolność, choć ostatni wymieniony gatunek jako inwazyjny i zagrażający ichtiofaunie rodzimej powinien być wyławiany z łowisk. W porozumieniu z właścicielem stawu będziemy to czynić w kolejnych latach. Ryby chore, np. ze splewką również są wyławiane ze stawu, dlatego można traktować, że nasze połowy są swego rodzaju przeglądem stada. Łowiliśmy na różnych stawach, ucząc się lub przypominając sobie tajniki wędkarstwa, były to stawy w Strzeleczkach, Barwinku na Kadłubie, Dobrej, Piekle koło Wielołęki, czy Przysieczy.

Warto tutaj podziękować naszym kolegom Mieczysławowi Lipińskiemu i Andrzejowi Szromowi, jak i Panu Henrykowi Kostce za nieodpłatne udostępnienie stawów do wędkowania. Zawody zaczynaliśmy o dziesiątej rano, kończąc późnym popołudniem, stąd nie zawsze połowy były obfite, gdyż właśnie ta pora przynosi zazwyczaj przerwę w żerowaniu ryb. Ale w gruncie rzeczy nie chodzi o ryby. To właśnie leniwe chwile nad wodą są najprzyjemniejsze, można pogadać z kolegą na sąsiednim stanowisku, wymienić się bezpośrednimi wrażeniami z połowów lub wyrazić dezaprobatę na wyjątkowo niekorzystne wschodnie wiatry i pełnię – co w zasadzie wyklucza wszelką szansę na rybę.

Uczestnicy zawodów w Piekle, koło Wielołęki - 2020 r.

Zawsze zdarzają się emocje, chwile grozy i sytuacje komiczne. Jak rozmawiałem z uczestnikiem zawodów z lat 70-tych dr Czesławem Wyszyńskim, wspomniał o pewnej zabawnej sytuacji. Kolega z Nysy, a dzień był wyjątkowo niekorzystny dla wędkarzy – parno, gorąco, zero brań,  wyciągnął okazałego leszcza, jednak przypadkowo, za ogon. Od razu wywiązała się dyskusja i gwałtowne protesty wędkarzy, by takiego połowu nie zaliczać do punktacji. Jednak kolega przekonał zawodników, twierdząc, że stosuje właśnie taką technikę połowu za ogon. Teza była nie do obalenia, więc kolega zajął wysokie miejsce w ogólnej klasyfikacji. O tym fakcie wspominano przez lata.

Nie brakowało też emocji podczas obecnych spotkań wędkarskich. Na jednym z pierwszych zawodów, czternastolatek Jacek Krupnik (w zawodach mogą również uczestniczyć rodziny lekarzy weterynarii) złowił ponad sześciokilogramowego karpia i to była pierwsza z dużych ryb jakie złowił w życiu. Holowanie karpia dla drobnego chłopca, było nie lada wyzwaniem, jednak młody wędkarz mężnie i cierpliwie prowadził rybę do brzegu, pomogliśmy tylko wyciągnąć karpia, bo nie był w stanie podnieść podbieraka. Później oczywiście wędkarstwo stało się jego największą pasją, której wierny jest do dziś.

Jacek Krupnik na zawodach koło Strzeleczek - 2019 r.

Wraz z czasem rywalizacja wśród wędkarzy nabierała rumieńców. Raz wygrywał jeden, później inny dostawał dyplom zwycięzcy. Ostatnie lata to rozgrywanie zawodów w cyklu Grand Prix. Zaczęliśmy kupować lepsze wędki, bo ryby łamały nam stare 30-letnie bolonki. Zaczęliśmy wypróbowywać nowe przynęty. Zaczęliśmy stosować to, co robią profesjonaliści, stałe szukanie lepszych rozwiązań, lepszych miejscówek, łowienie z gruntu, w toni, przy trzcinach, na kulki proteinowe, kiszoną kukurydzę, pod drzewem lub na podwodnej górce. Niekiedy niesprawiedliwość losu była okrutna. Tomek Wisła przyjechał na łowisko, godzinę wcześniej, żeby porzucać sobie spinningiem, łowiąc jednego olbrzymiego szczupaka 96 cm długości, który zresztą zaczął go gryźć przy wyciąganiu z wody, i drugiego 80 cm. Oczywiście ryby nie zostały zaliczone do osiągnięć, bo złowił je przed rozpoczęciem zawodów. Potem przez cały dzień nie miał brania. Andrzej Wójciak ratując wędkę porwaną przez rybę, chwycił wędzisko za blank, a drugą ręką i nogą zahaczył o nadbrzeże – ratując się przed wpadnięciem do wody, błyskawiczna pomoc kolegów uratowała go przed kąpielą, choć i tak był cały mokry. Do wieczora otulony kocem czekał na suche ubranie, które przywiozła żona.

Mój sprzęt wędkarski był bardzo stary, postanowiłem kupić sobie mocniejszą wędkę, zakładając słusznie, że te stare są jakieś delikatne, do zestawu wybrałem zacny kołowrotek karpiowy. Nastawiłem zestaw na pop-up z leadcorem, jednak karp wziął na moją drugą delikatną wędkę zarzuconą przy brzegu na drobnicę (kukurydza z białym robakiem) – po kilkunastometrowym odjeździe ryba nie dała mi żadnych szans, trochę przymurowała przy dnie, następnie niemiłosiernie połamała wędkę i zerwała przypon. Jak się okazało później, był to kilkunastokilogramowy karp.

Wspaniała atmosfera, kiedy wracały wspomnienia z dzieciństwa, gdy chodziło się z leszczynowymi kijami na ryby i wszystko wokół było czarujące, sprawiły, że w naszych dotychczasowych zawodach uczestniczyło blisko 30 zawodników. Łowiąc w Borach Stobrawskich, podziwialiśmy naturę i szalejące latem ptactwo. Łowiąc w Dobrej walczyliśmy z grążelami, moczarką i bezsilnością - bo ryby nie brały. W Przysieczy zaś obfitość połowów, w ogóle nie pozwalała odpocząć. Ale zawsze, rozstając się planowaliśmy czas i miejsce kolejnego spotkania, omawiając taktykę, metody i rodzaje przynęt, gdyż wiadomo, każde łowisko rządzi się własnymi prawami, a ryby zmieniają swoje preferencje. Oficjalnie w zawodach ubiegłorocznych zwyciężył Piotr Skrzypczak, natomiast Grand Prix w 2021 r. zdobył Witold Dereń uzyskując 7810 pkt. Serdecznie gratuluję zwycięzcom, podziwiając również zmagania pozostałych wędkarzy. Warto dodać, że w dobie COVID-19 wędkarstwo, jak rzadko gwarantuje dystans społeczny, i w sumie oprócz rajdu Rochaś XI i zawodów tenisowych były to jedyne imprezy organizowane przez Izbę opolską. Zapraszamy do wędkowania, każdy może dołączyć się do zawodów, atrakcje murowane, choć ryb nie obiecuję, przecież wspominałem, że nie łowimy na stawach hodowlanych.

Marek Wisła

Licznik

Odsłon artykułów:
1414659
Joomla 3.0 Templates - by Joomlage.com